www.noderadio.com

TEXT

Popłynął do Hilo…

Byłam przekonana, że kiedyś jeszcze zdarzy się okazja poznać go osobiście…

Prawie dokładnie rok temu minęliśmy się o ledwie kilkadziesiąt godzin w kolumbijskiej Cartagenie, skąd odlatywałam po ponad pięciu latach życia na morzu. On właśnie dopływał LUKĄ do portu, z Beatą i psem Wackiem – Tomek Lewandowski, „słynny żeglarz”, z którego żoną zdarzało mi się wymienić korespondencję.

Z całą pewnością można o nim powiedzieć: „wielki człowiek”. Nie ze względu na ponad dwumetrowy wzrost i potężną budowę ciała, ale dzięki jego osobowości.

Miał siłę i odwagę wcielać swoje marzenia w życie. Wielki hart ducha w dążeniu do osiągnięcia zamierzeń najsilniej chyba dał znać o sobie przed wyruszeniem w historyczny rejs, o którym marzył od dziecka i który realizował bez wsparcia sponsorów. Przezwyciężał ciągłe przeszkody i komplikacje. Nie podał się, kiedy na krótko przed startem bardzo pechowo złamał sobie łokieć, ani gdy uniemożliwiono mu dokończenie dwuletniego remontu i ze względu na prawo wizowe był zmuszony opuścić kraj oraz prawie gotową LUKĘ. Z pomocą nieocenionej żony Beaty zdalnie dokończył prace – udzielając jej szczegółowych instrukcji przez telefon i pocztę elektroniczną.

Beata i Tomek na s/y LUKA
Najwyraźniej był też „wielki” jako mężczyzna, skoro od powrotu z rejsu dookoła świata potrafił szczęśliwie dzielić z żoną życie na kilkunastometrowej łódce, a jest to trudne zadanie i niewielu parom się udaje. Obserwowałam ich z podziwem.

Odwiedzili LUKĄ Wyspy Wielkanocne, Archipelag Socorro, Clipperton Island i Wyspy Galapagos, ostatnio na dłużej zatrzymując się w okolicach bajkowych San Blas.

Był bezinteresowny, pomocny, ceniony i bardzo lubiany w środowisku żeglarzy. Miał świetne poczucie humoru i dosadny język. Prowadzone z nim dyskusje „o życiu” wpływały na decyzje i światopogląd wielu jego rozmówców.
Pozytywną energię rozsiewał daleko poza krąg osobistych znajomych. Odszedł zdecydowanie przedwcześnie.

Co nam zdążył przekazać?

Czasem napisał coś na blogu, ale to głównie Beata, mądrze i w pięknym stylu, latami opisywała jego/ich życie na wodzie.

Podczas swojego samotnego rejsu robił obszerne notatki. Mam nadzieję, że kiedyś ujrzą światło dzienne. Tak by pamięć o nim trwała, dając nam siłę i inspirację do walki o własne szczęście.

Patrycja Długoń
Warszawa, 15 lipca 2012